Piosenkę pewnie trzeba będzie włączyć dwa razy bo jednak trochę tego tekstu jest ;)
Wyszłam z budynku i szłam w nieokreślonym celu. Bo gdzie miałam pójść? Do dziadków? Zadawali by pytania co się stało i opieprzyli, że zgubiłam wszystkie rzeczy, które wzięłam ze sobą. Lub do chłopaków, mam klucze. Ale oni zaraz tam wrócą, a już dość mam ciągłych kłótni, a potem "przepraszam", które nic nie daje.
Byłam nieopodal willi One Direction. Po godzinie chodzenia zrobiło mi się strasznie zimno, a do siebie miałam stąd daleko. Popchnęłam otwartą bramę. Ktoś jest w domu? Może już wrócili. Ale wszystko wyglądało tak spokojnie jakby nikogo nie było.
Weszłam na podwórko i przeszłam małym chodniczkiem wprost do drzwi. Zaczęło znowu padać. Stojąc na werandzie zastanawiałam się czy dobrze robię, bo jak już wejdę a oni będą ucieknę. A to by było straszne głupie cały czas przed nimi się chować i uciekać z ich domu samemu do niego przychodząc.
Nacisnęłam klamkę w celu sprawdzenia czy jest ktoś w środku. Miałam nadzieję, że będzie zamknięte, ale nie... weszłam powoli do środka. Tu też jakby żywej duszy nie było. Żadnych rozmów, dźwięków grającego telewizora ani krzątania po kuchni. Ściągnęłam kurtkę i powiesiłam cicho na wieszak. Przeszłam do salonu w butach. Potem sprawdziłam kuchnie i jedną łazienkę i stanęłam przed schodami prowadzącymi do sypialni chłopaków. Nie wiem czemu, ale chodziłam jakbym się skradała i był ktoś blisko. Czułam czyjąś obecność. Zatrzymałam się przed wszystkimi drzwiami. Zaczęłam od początku. Zajrzałam do pierwszego pokoju. Harry'ego, nikogo tam nie zastałam. Sięgałam już po klamkę następnego pomieszczenia, ale coś mnie zatrzymało. Mianowicie woń tytoniu. W pokoju dalej ktoś musiał w tej chwili zapalić. Więc to było oczywiste kto jest w środku trzeciej sypialni. Wzięłam oddech i zapukałam do nich. Poczekałam chwile i wciąż nikt nie odpowiadał, a dym zaczął wylatywać szparą pod drewnianymi drzwiami.
-Zayn? Jesteś tam?- Spróbowałam wejść do środka ale były zamknięte- Otwórz... proszę- Coraz większa chmura dymu zaczęła się wokół mnie zbierać i obawiałam się o niego- ZAYN! Proszę otwórz! - Krzyczałam- Odezwij się do cholery!- Zaczęłam panikować z powodu coraz mniejszej widoczności. Waliłam w drzwi, ale wciąż nie odzywał się. Zaczęłam szukać telefonu po kieszeniach ale na marne, przecież go rozwaliłam... - Masz mi otworzyć! Słyszysz?! Jesteś tchórzem! Nawet nie chcesz spojrzeć mi w oczy!- Zakrztusiłam się i zaczęłam głębiej oddychać. Łzy zaczęły mi spływać po policzkach . Oparłam się plecami o drzwi i powoli zsunęłam się po nich. Schowałam twarz w kolana i wtedy przypomniało mi się, że chłopaki mają wszystkie klucze podwójnie! Czyli mają wszyscy po jednym a drugie razem przy kluczach od domu... Czyli... Natychmiastowo wstałam i zaczęłam przeszukiwać cały pęczek który miałam w kieszeni. Po kolei każdy wkładałam, ale nie pasowały i został mi ten jeden. Mały, złoty kluczyk, ale za nim go włożyłam po drugiej stronie on zrobił to pierwszy. Przełknęłam ślinę i poczekałam. Nikt nie wyszedł, to był znak żebym ja weszła do środka.
Uchyliłam drzwi, ale nic nie zobaczyłam. Wszystko było zamazane pod wpływem pyłu czy dymu. Zakryłam rękawem usta by nie zakasłać i powoli poruszałam się do przodu skąd wydobywały się kolejne buchy.
-Zayn?- Wymamrotałam drżącym głosem kiedy osoba wstała z łóżka na którym musiała do tej pory leżeć. Zmrużyłam oczy i dostrzegłam że zbliżył się do mnie. Momentalnie staną na przeciw mnie. Teraz widziałam dokładnie jego twarz. Te brązowe oczy... lekki zarost i popuchniętą skórę od łez. Dotkną mojego policzka, a potem chwycił za dłoń i zaraz ją opuścił zrezygowanie i usiadł pod łóżkiem. Patrzyłam na niego i chciałabym coś zrobić, albo chociaż pocieszyć ale nie umiem. Bo ja cierpię przez niego i tym samym on przeze mnie.
-Nigdy mi już nie wybaczysz...
-Ja już dawno to zrobiłam- usiadłam na kolanach na przeciwko niego.
-Ale nigdy już nie będziemy razem, prawda?- Spuściłam głowę.
-Nie wiem.
-Ale przecież najważniejsza jest ta pieprzona miłość. To w czym problem?! Ja Cie kocham! -
Pociągnęłam nosem- No tak.... Ty mnie nie- Zaciągną się ponownie. Wzięłam jednego niedopalonego papierosa i przysiadłam się tak że stykaliśmy się ramionami opierając o brzeg łóżka.
-Wiesz co?- Zaczęłam ponownie.
-Nie, a co?
-Nie wiem dlaczego taka jestem.
-Niby jaka? Zawsze super zabawna, szalona i nigdy się nie poddaje. To ty. I co tu dodać? A że jesteś jeszcze piękna.
-Przestań. Wcale taka nie jestem, naprawdę jestem krucha, wrażliwa i nienawidzę się za to. Tylko udaje, nigdy nie byłam prawdziwa.
-Teraz jesteś.
-Ale zawsze Cię okłamywałam. Nie powiedziałam ci całej prawdy o mnie. O mojej historii, wtedy byś na pewno się do mnie nie zbliżył- Prychną pod nosem i uśmiechną.
-To mi powiedz, a ja też ci coś o sobie powiem, moją tajemnice.
-Aż się boję, twoich słów- atmosfera się rozluźniła i ponownie poczułam ten gaz wypełniający moje płuca- Dobra, ale ty pierwszy.
-Ale to jest odrażające i nie wiem czy ci to powiedzieć.
-Uwierz moje bardziej, dawaj nie obrażę się.
-To... ja byłem kiedyś .... - odczekał chwilę- chciałem być gejem i wydawało mi się to takie fajne aż nie poznałem ciebie, znaczy już wtedy nim nie byłem, ale trwało to chyba od jakiś 16 do 18 lat.
-Serio?- Zaśmiałam się- To nie jest takie straszne, to jest zabawne.
-Może dla ciebie... Całowałem się z Harrym...
-Ble.... fu..- Obrzydziliśmy się oboje, ale zaraz potem się zaśmialiśmy.
-No wiec mamy wspólnego wroga. Teraz ty, tylko wal prosto z mostu.
-No dobra.... to ja byłam dziwką- wywalił na mnie gały.
-To nie jest odrażające, przynajmniej dla mnie. Skoro ja byłem gejem to ty sobie możesz .... ym.. ale to takie brzydkie określenie.
-Wcale nie, u mnie w Polsce przyzwyczaiłam się do tego. Dobra koniec tego dziwnego tematu bo trochę zeszliśmy.
...
-Pamiętasz jak zapytałaś się mnie w parku czy bym się dla ciebie zabił?
-Nie. Zapytałam, czy byś się zabił ze mną. Sama bym tu nie została.
-Byś za mną tęskniła?
-Jak za nikim innym- Po moim policzku ponownie spłynęła słona łza.
- Ale ja nie chce dla ciebie źle i żebyś cierpiała, więc sam bym to zrobił tylko po to żeby ci udowodnić.
-Ale to nie musi przecież boleć- Zaprzeczyłam spokojnie- Czy.. masz może, no ten. Jakieś n..
-Nie dam ci- postanowił stanowczo.
-Ale ja chce. Naprawdę. Nie powinieneś zawracać sobie teraz mną głowy tylko dać mi to i byś miał wszystko za sobą, mógł normalnie żyć! Co tak stoisz?- zapytałam zrezygnowana i również się podniosłam.
-To później.
-Nie teraz, to co chcesz później- Wyjął z szuflady małe pudełeczko, a w niej mnóstwo białego proszku ...
Zbliżyliśmy się do siebie. Delikatnie i nie śmiało mnie pocałował, tak jakby nie wiedział czy tego chce, czy go nie odepchnę. Ale ja właśnie tego chce, tego pragnę i nie będę sama sobie już zaprzeczała. To przeraziło się w coś tak pięknego i namiętnego, że nie chce już żyć wiedząc, że tego mi zabraknie. Nie wiem ile to już trwa, ale póki ktoś tu nie wejdzie i nie przerwie tego to to się nie skończy. Poczułam pod koszulką jego zimne dłonie, zadrżałam pod jego dotykiem, na co przyciągną mnie bardziej do siebie. Wplątałam swoje palce w jego włosy i oddałam się całkowicie. Nie wiem co się ze mną teraz dzieje, co to za uczucie? Przejechał delikatnie po mojej szyi aż do ucha, na co się odchyliłam. Oplątałam go nogami w pasie i nic nam nie przerwie... Nie teraz...
-Kocham Cię...- wyszeptałam na ostatnim tchu.
__________________________________________
No więc jest to ostatni rozdział :(. Epilog niebawem powinien się pokazać. Trudno mi było to zrobić i w ogóle takie zakończenie... Bo naćpanie się to nie jest za dobry sposób, ale jednak. Komentujcie i oceńcie czy podoba wam się czy też mnie zabijecie za to :|