poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Rozdział 15 :D



   Otworzyłam delikatnie zaspane oczy i spojrzałam na dzwoniący telefon leżący na biurku, nie chciało mi się wstawać, ale żeby nikogo nie obudzić szybko odsunęłam kołdrę i chwyciłam go od razu odbierając.
 -Halo?- Myślałam, że zabiję osobę, która mnie obudziła w środku nocy.
 -Miałaś napisać wieczorem, a o ile się nie mylę to od jakiejś godziny jest noc.
 -Przepraszam, nawet nie zorientowałam się kiedy zasnęłam. A masz chociaż jakiś racjonalny powód dlaczego zadzwoniłeś?
 -Tak, boję się spać bez ciebie, jest tu tak zimno i pusto...- mówił słodkim głosem.
 -Wytrzymasz, przecież nie mogłam u was mieszkać na stałe, będę pewnie tylko w [wekendy], bo całe dnie będę miała zawalone. A czy wybaczysz mi, że pójdę teraz spać? Rano wstaję do pracy.
 -A gdzie pracujesz? Odwiedzę Cię w nowej robocie- zaśmiał się.
 -Nie powiem, bo jeszcze przyjdziesz i mnie wywalą jak coś nabroisz, a teraz dobranoc.
 -Dobranoc, kocham cię.
 -No mam nadzieję- wyłączyłam się i z uśmiechem na twarzy ponownie zasnęłam.

*Ranek*


   -Cholera...- machnęłam ręką i zwaliłam dzwoniący budzik z szafki obok. Nie wstanę, nie ma mowy żebym wstała o 6 rano, żeby pójść do pracy na 7. Nie ma mowy, rzucam tą robotę. Mam już dość, poddaję się. W pewnym momencie dostałam poduszką prosto w łeb- Jason!!!- warknęłam.
 -Wstawaj! Zbieraj się i wynocha, bo spóźnisz się już na pierwszy dzień- Ma rację, zrezygnowana wstałam, wzięłam ubrania z szafy i ruszyłam do łazienki. Obmyłam twarz, umyłam zęby, czesanie, malowanie, ciuchy i jestem gotowa. Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie w przedpokoju. Mam jeszcze 30 minut na dojście tam, na pewno zdążę tylko zrobię sobie coś jeść. Wyjęłam miseczkę i nalałam do niej trochę mleka oraz wsypałam swoje ulubione płatki czekoladowe. Kilka łyżek i już po posiłku. Zrobiłam sobie kanapkę na szybko i zawinęłam w sreberko, w końcu będę tam do 14, na pewno zgłodnieje. Nałożyłam buty, wzięłam torebkę, do której wcześniej włożyłam swoje drugie śniadanie i wyszłam z domu.
 -A ty gdzie się wybierasz tak wcześnie?- odwróciłam się w stronę babci robiącej coś w ogródku.
 -Idę do pracy, chcę trochę zarobić do końca wakacji- posłałam jej ciepły uśmiech- wrócę po 14.
 -Tylko pospiesz się z tym powrotem, bo na obiad nie zdążysz. I pomogłabyś mi w pieleniu kwiatów dziś?
 -Ok!- rzuciłam wychodząc na chodnik i kierując się w stronę sklepu spożywczego.


   Po dziesięciu minutach drogi doszłam na miejsce. Byłam 5 minut przed czasem, ale to chyba dobrze. Weszłam tylnimi drzwiami i mój wzrok napotkał szefa i jakiegoś chłopaka mniej więcej w moim wieku.
 -Dzień dobry- przywitałam się.
 -Witaj Claudio, to jest Roy, będzie dziś pracował z tobą, potem, które z was się sprawdzi dostanie pracę.
 -Ale ja już ją chyba mam, tak Pan powiedział- chciałam się uśmiechnąć, ale wyszedł tylko grymas.
 -No zobaczymy, nie wiedziałem, że zgłosi się drugi kandydat, więc zaczynajcie. Tu macie koszulki z naszym logo- podał nam niebieskie bluzki oszywane żółtą nicią i jakimś napisem na plecach. Są ohydne, ale skoro chcę wygrać to muszę je przyjąć i nosić do końca mojej zmiany- Jedno siedzi na kasie, a drugie rozstawia towar jak przyjdzie, albo sprząta i sprawdza czy wszystko w sklepie ok. Przerwę macie równo o 11:15 do 11:25. Potem się zmieniacie, tu macie regulamin- podał nam po kartce, a teraz do roboty.

   Rozeszliśmy się, ja poszłam na kasę czytając jeszcze migiem instrukcję, Roy do magazynu po towar, a szefunio otworzyć drzwi wejściowe. Tak, więc rozpoczynam pierwszy dzień pracy. Przed pojawieniem się klientów obczaiłam wszystko co jak działa, co można, trzeba, a czego nie wolno robić. Do kasy podeszła starsza kobieta i wyjęła z koszyka masło, chleb, trzy bułki i jakieś kiełbaski. Wszystko policzyłam i zapakowałam do jednorazowej siatki. Kobieta zapłaciła, podziękowała i wyszła. To nie było trudne dzień dobry, zakupy, dziękuję i do widzenia. A! I jeszcze "zapraszam ponownie". Po kilkunastu klientach zaczęło mi się nudzić to gadanie, ale dziś musiałam wypaść jak najlepiej w oczach obserwującego nas Pana... yy.. nie pamiętam nazwiska. Gdy miałam chwilę wolną bez klientów, zerknęłam na telefon. Jeszcze kilkanaście minut i przerwa na lunch, a potem zmiana z tym chłopakiem.
 -Dzień dobry- powiedział znajomy mi głos. Podniosłam wzrok i ujrzałam Nialla.
 -Ymm... Hej- zaczęłam po kolei brać rzeczy, które miał w koszyku- nie za dużo słodyczy?- uśmiechnęłam się, przekładając kolejnego batona i paczkę żelek.
 -Nie- zaśmiał się- no i jeszcze chipsy, nutella x2 i 5 napoi energetyzujących oraz dwie cole- wyjeżdżamy jutro na tydzień na Nowego Yorku, musimy mieć zapas jedzenia- puścił mi oczko. Wydałam resztę, dałam paragon i gotowe- no to pa, jeżeli tu pracujesz, to od za tydzień będziesz nas tu widziała codziennie- zaśmiałam się i lekko przytuliłam do siebie blondyna- Dziękuję i do widzenia.
 -Do widzenia i zapraszam ponownie- wziął swoje zakupy i wyszedł ze sklepu.
   Za chwilę przyszedł kolejny wariat, ten mój z wielkim bananem na twarzy.
 -Dzień dobry, coś podać?
 -Hmm...Poproszę paczkę papierosów.
 -Dowodzik- uśmiechnęłam się i uniosłam lekko brwi do góry.
 -Trąbka.
 -Jaka trąbka?
 -Jaki dowodzik?- roześmieliśmy się.
 -A teraz na poważnie. Masz skończone 18 lat?
 -Wiesz, że tak, sprzedaj mi te fajki, bo poskarżę się kierownikowi.
 -Jakie?
 -To też wiesz- sięgnęłam po znaną mi paczkę papierosów i dałam ją Zaynowi- Dziękuję, kiedy masz czas wolny? Może wyskoczylibyśmy gdzieś?
 -Za chwilę mam przerwę, ale to tylko 10 minut, więc... Raczej nie dam rady- Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, godzina na którą czekałam tak długo. Wstałam z miejsca i ustąpiłam je szefowi- chyba musisz już iść...
 -Dobra zobaczymy się nie długo
 -Ok, pa, ale i tak cię wtedy zabiję za nocną pobudkę- Przytuliłam go mocno i dałam całusa- Mam nadzieję, że za tydzień wpadniesz mnie odwiedzić- przytakną i rozstaliśmy się.


   Usiadłam obok chłopaka na krześle i zaczęłam jeść swoją kanapkę, a on babeczkę.
 - I jak ci idzie?- spytał.
 -Nawet spoko, nie jest źle.
 -Rozstawiłem to co cięższe, napoje i takie tam, tobie został dział ze słodyczami, naklejenie cen i zmycie podłogi.
 -Ok- Wstałam i wyrzuciłam papierek po lunchu do kosza. Pokręciłam się jeszcze trochę i minęła moja przerwa, zrobiłam wszystko to co zostało do zrobienia, poukładałam, ponaklejałam odpowiednie ceny do produktu i wzięłam się za mycie podłogi. Namoczyłam mopa i zmyłam brud pozostawiany przez ludzi odwiedzających sklep. Czas mi szybko zleciał i nim się obejrzałam była już 14:00. Podszedł do nas kierownik i oświadczył, że oboje jesteśmy przyjęci.
 -Jedno na pierwszą zmianę, a...
 -Biorę drugą!- zerwałam się z miejsca.
 -A więc przychodzisz od 14 do 23. Roy, ty jak dziś, do widzenia wam i dziękuję, bluzki zostawiacie dla siebie i przychodzicie w  nich codziennie od poniedziałku do soboty, w niedzielę zamknięte- przytaknęliśmy i po chwili wyszliśmy ze sklepu. On poszedł w swoją stronę, a ja swoją.


  Wykończona weszłam do domu i zasiadłam przy stole i talerzu z kotletem i górą kartofli.
 -I jak było?- zapytał dziadek. Streściłam wszystkim jak było i po skończonym posiłku poszłam się przebrać w coś luźniejszego, w końcu miałam pomóc babci w ogrodzie z tymi kwiatami.

*Trzy godziny póniej*

 -Jutro pozbieramy marchewki i maliny, a pojutrze weźmiemy się za pomidory- przytaknęłam i cała w ziemi, wróciłam do pokoju. Wzięłam prysznic, zmyłam makijaż i choć było jeszcze wcześnie, jak na moje odpoczywanie w łóżku to poszłam spać.

1 komentarz: